Gdy rozkręcał
się spór o Trybunał i powstały dwa trójkowe garnitury sędziów (wybranych, ale
niezaprzysiężonych, oraz zaprzysiężonych, ale niedopuszczonych do orzekania),
napisałam z przekąsem, że czekam, aż zaczną sędziów wywozić na taczkach.
Niewykluczone,
że to się w końcu wydarzy. O ile bowiem konflikt w sferze orzeczniczej wyhamowuje,
o tyle ten personalny – za diabła! Przeciwnie – wyraźnie się nasila.
Hitem
wczorajszego dnia była informacja, że prokuratura wszczęła postępowanie w
sprawie przekroczenia uprawnień przez prezesa TK. To nieprawda, że wszczęła, bo
prowadzi je – raczej niemrawo – już od jakiegoś czasu. Nowością jest natomiast
zapowiedź podjęcia odpowiednich kroków prawnych przez sędziego Muszyńskiego (z
trójki zaprzysiężonej, ale nieorzekającej), jeśli prezes TK nie przydzieli mu
spraw w Trybunale.
Z tymi krokami
nie taka prosta sprawa, bo uchylenie immunitetu prezesowi TK jest mało
prawdopodobne. Chyba że... znajdzie się jakiś stan wyższej konieczności, jak
wówczas, gdy straż marszałkowska, nie przejmując się immunitetem, wynosiła z
Sejmu wierzgającego posła Gabriela Janowskiego. Ale z prezesa Rzeplińskiego
kawał chłopa i żadna straż go nie wyniesie. Czyli jednak – taczki!
A mówiąc
poważnie – personalia w tym sporze niespecjalnie mnie martwią. W każdym razie
nie tak, jak niepublikowane wyroki – bo te oznaczają problemy dla tysięcy
Polaków, a nie dla szóstki sędziów. Po ostatnim orzeczeniu dotyczącym nowej
ustawy o Trybunale ani z orzekaniem, ani z publikowaniem nie ma na razie
problemów. Rzecz jasna w sprawach ludzi, a nie Trybunału. Akcja „taczka"
byłaby więc niewątpliwą rozrywką dla gawiedzi. Tyle że coraz mniej licznej.
No comments:
Post a Comment