Saturday, April 2, 2016

Sędzia Zdziennicki: Tylko Trybunał Konstytucyjny może przeszkodzić władzy wykonawczej

Dobra zmiana powinna być zgodna z konstytucyjnymi standardami demokratycznego państwa i polegać na poprawianiu błędów poprzednio rządzącej koalicji, a nie na dodawaniu nowych – uważa sędzia TK Bohdan Zdziennicki.

Prawem przesądzającym o tym, czy państwo jest demokratyczne, nie jest wszystko to, co wyraża wolę politycznego suwerena (narodu) reprezentowanego przez przedstawicieli partii, które wygrały wybory. Chodzi o prawo, które nie jest posłusznym narzędziem bieżącej polityki, ale wynika z zasad i wartości zawartych w konstytucji i ratyfikowanych umowach międzynarodowych.


Naród nie jest więc w tworzeniu prawa suwerenem absolutnym. Może działać tylko w ramach zakreślonych przez konstytucję i ratyfikowane umowy międzynarodowe, wśród których szczególne znaczenie mają pakty praw człowieka.

Dlatego zadaniem Trybunału Konstytucyjnego jest deregowanie (usuwanie) z systemu prawa przepisów niezgodnych z ustawą zasadniczą. Pochodząca z wyborów, demokratycznie legitymizowana władza nie może naruszać praw mniejszości. Brak równowagi między „rządami prawa" i „rządami ludu" prowadzi do zgubnych konsekwencji, łącznie z totalitarnym zniewoleniem.

Brak harmonii jest niebezpieczny

Trzy rewolucje demokratyczne: angielska (1680), amerykańska (1776) i francuska (1789) pokazują, że narodziny współczesnego demokratycznego państwa były niezwykle trudne. Doprowadziły one jednak do tego, że w demokratycznym państwie prawnym królują fundamentalne zasady ustroju i podstawowe prawa ludzkie i obywatelskie.

„Rządy prawa" i „rządy ludu" powinny pozostawać w harmonii i wzajemnie się uzupełniać.
W ramach zakreślonych przez konstytucję można ulepszać ustawy, można z rozwagą reformować zasady funkcjonowania władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej, czy nawet sądowniczej. Wymaga to jednak kierowania się odpowiednimi pojęciami i wartościami w szerokim, rozłożonym w czasie, dyskursie społecznym, z którego nikogo się nie wyklucza i nie przesądza z góry jego wyników. Bez tego demokracja może wymknąć się z ograniczeń, jakie nakłada na nią zasada praworządności, i przekształcić się w tyranię większości.

Do jakich tragicznych konsekwencji może doprowadzić rozbieżność między ludowładztwem (społeczeństwem masowym) a materialną praworządnością, wskazują przykłady faszyzmu, nazizmu i bolszewizmu.

Trzecia władza jak gorsza siostra

W ciągu sześciu miesięcy 2015 r. władza ustawodawcza dokonała poważnych zmian w przepisach ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Dwie pierwsze nowelizacje zostały w części uznane za niezgodne z konstytucją, a rozstrzygnięcie Trybunału Konstytucyjnego o ostatniej nowelizacji zapadłe 9 marca 2016 r. stwierdza jej niekonstytucyjność. Celem zmian wprowadzonych w tzw. ustawie naprawczej – według publikowanych w prasie wypowiedzi polityków z rządzącej partii – było doprowadzenie do tego, aby Trybunał Konstytucyjny nie był w stanie przeciwstawiać się rządzącej większości, która chce wiele zmienić, aby zrealizować swoje zobowiązania wobec wyborców.

Jednocześnie posłowie członkowie władzy wykonawczej, wspierani przez przedstawicieli mediów, rozpoczęli dziwną „wojnę" z władzą sądowniczą, której częścią jest Trybunał Konstytucyjny.

Elementy (atrybuty) niezależności i niezawisłości władzy sądowniczej przedstawione są przez ministra sprawiedliwości jako „przywileje sędziów", a sami sędziowie mają stanowić wyłączoną spod kontroli Narodu „korporację". Według wiceministra sprawiedliwości wymaga to zmiany „nieludzkiego oblicza wymiaru sprawiedliwości", wprowadzenia ław przysięgłych, a do Sądu Najwyższego „sędziów ludowych". Jeszcze bardziej drastyczne wypowiedzi w mediach mówią o „mafii sędziowsko-prokuratorskiej". Próbę podsumowania tej „wojny" władzy wykonawczej i władzy ustawodawczej z władzą sądowniczą podjęła – jak się wydaje – ostatnio poseł rządzącej partii Krystyna Pawłowicz w artykule „Trzecia władza na wojnie z Państwem Polskim" w elektronicznej „wPolityce.pl" z 14 lutego 2016 r. Oskarżyła wszystkie elementy władzy sądowniczej (Sąd Najwyższy, Krajową Radę Sądowniczą, funkcyjnych sędziów, Trybunał Konstytucyjny), że broniąc niezależności i niezawisłości sądów, wypowiedzieli „polityczną wojnę Państwu Polskiemu, jego demokratycznie wybranym władzom: ustawodawczej i wykonawczej". 

Sędziowie wspierają „przegrany układ liberalno-prokomunistyczny w zachowaniu władzy i przywilejów, wbrew wynikom wyborów". Jest to zdaniem posłanki „rzucenie na szalę honoru, uczciwości i lojalności, szacunku dla prawa, dla demokratycznych standardów, deptanie etyki sędziowskiej, niezawisłości (...)" „Szefowie głównych organów sądowych (...) walczą w jednym szeregu z lewacką, liberalną postkomuną (...)". Poseł Krystyna Pawłowicz, po przypomnieniu, że „władza sądownicza nie pochodzi z demokratycznych wyborów, ani nie była poddana demokratyzującej weryfikacji dekomunizacji i resocjalizacji po 1989 r.", w końcowej części artykułu stawia reasumujące pytanie: „Czy w polskim sądownictwie potrzebna jest opcja »zero«?".

Poprzednio rządząca koalicja rozbudowała sprzeczny z konstytucyjną zasadą podziału władz nadzór ministra sprawiedliwości nad niezależnymi i niezawisłymi sądami poprzez zarządzanie finansami sądów i ich zasobami rzeczowymi, rozbudowywanie scentralizowanych sądowych systemów informatycznych kierowanych przez urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości, podporządkowanie centrali kadry urzędniczej i personelu pomocniczego sądów, zmiany rozporządzeniami ministra okręgów sądowych i ich siedzib, ograniczanie kompetencji prezesów sądów (i tak powoływanych i odwoływanych przez ministra) na rzecz całkowicie podległych ministrowi dyrektorów administracyjnych sądów. 

Obecnie przewiduje się dalsze zwiększenie ingerencji ministra sprawiedliwości w zarządzanie procesem orzeczniczym poprzez już nie tylko dostęp do akt spraw i inne interwencje w zarządzanie procesem orzeczniczym, ale i podporządkowanie władzy wykonawczej (ministrowi i prezydentowi) niezależnego, sędziowskiego sądownictwa dyscyplinarnego z rozszerzonymi uprawnieniami do przenoszenia i usuwania sędziów, a dla „wspomożenia" tych działań utworzenie przy ministrze sprawiedliwości (łączącego tą funkcję z prokuratorem generalnym) specjalnego wydziału w Prokuraturze Krajowej do ścigania przestępczości sędziów i prokuratorów, dając tym wyraz przekonaniu o przestępczym charakterze tego środowiska.

To znana retoryka

„Dobra zmiana" musi być zgodna z konstytucyjnymi standardami demokratycznego państwa i powinna polegać na poprawianiu błędów i uchybień poprzednio sprawującej władzę koalicji, a nie na dodawaniu do starych błędów nowych („skoro oni robili źle, to my tak samo, albo jeszcze gorzej").

Trzeba chronić delikatne mechanizmy demokratycznego państwa prawnego, aby zapewnić ich funkcjonowanie. Naruszanie różnych standardów może umożliwić rządzącym wprowadzenie autorytarnych metod rządzenia. Dają one szybkie efekty, ale niszczą konstytucyjną demokrację.

Po wyborach w 2015 r. jedynie sądy oraz Trybunał Konstytucyjny zachowały niezależności wobec nowego centrum dyspozycji politycznej. Zwycięska partia ze względu na wynik wyborczy zdominowała władzę ustawodawczą i władzę wykonawczą. Teraz tylko Trybunał może „przeszkadzać" rządzącym w realizacji ich zamierzeń.

Rządzący uznali, że to oni i ich partia reprezentują jedynie „dobre" poglądy, bo jak napisał Zbigniew Pełczyński („Dwa sposoby rozumienia demokracji" w zbiorze „Spotkania w Trybunale Konstytucyjnym", Warszawa 2010, str. 89) są to poglądy jedynie słuszne, bo podzielane przez elektorat partii, czyli „polskich patriotów nieskażonych elementami komunizmu".

Władza ustawodawcza i sprzężona z nią przez wspólne centrum polityczne władza wykonawcza dzięki wygranym wyborom reprezentują przecież wolę ludu (narodu). Posiadają więc większy autorytet niż „jakaś grupa sędziów" i ich „opinie – wyroki". Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego są najczęściej wynikiem oportunizmu. Interpretacje konstytucji przez Trybunał Konstytucyjny nierzadko stanowią „nieporozumienie" i to „nieporozumienie podstawowe, które odnosi się do „samej istoty prawa", albo są to po prostu „cyrkowe sztuczki prawnicze". Takiej retoryki w stosunku do wielu orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego już w latach 2005–2007 używał ówczesny premier rządu RP Jarosław Kaczyński (cytaty Zb. Pełczyński op. cit. str. 88–89).

Autor jest sędzią Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku



No comments:

Post a Comment