Paweł Soloch w rozmowie ze Sławomirem Jastrzębowskim opisuje, jakim
zagrożeniem dla Polski jest Rosja.
"Super Express": - Czy grozi nam wojna z
Rosją?
Paweł Soloch: - Na pewno agresywna polityka tego
kraju, poparta rozbudową możliwości militarnych, jest dla bezpieczeństwa Europy
groźna. Od czasu wojny z Gruzją w 2008 r. Rosja dokonała głębokiej modernizacji
armii i zaczęła prowadzić agresywną i, jak się okazuje, częściowo skuteczną
politykę. Mam tu na myśli aneksję Krymu i to, co się dzieje na wschodzie Ukrainy.
Do tego dochodzi próba powrotu do globalnej gry poprzez wysłanie swoich wojsk
do Syrii.
- Możemy powiedzieć, że Rosja jest dziś naszym
wrogiem?
- Nie. Chodzi o to, że swoją polityką stwarza
zagrożenie. Polska jako pojedynczy kraj, ale także jako członek NATO i UE, jest
gotowa do dialogu z Rosją. Oczywiście pod pewnymi warunkami i z założeniem, że
ten dialog ma prowadzić do zmniejszenia zagrożenia.
- Ale czy Polska może się czuć zagrożona militarnie,
biorąc pod uwagę zbrojne działania Rosji na Ukrainie i w Syrii?
- Bez wątpienia powinniśmy dążyć do tego, by Rosja
miała świadomość, że jakikolwiek atak czy to na Polskę, czy inne kraje NATO -
mam tu na myśli przede wszystkim kraje bałtyckie - oznacza militarną odpowiedź
i konflikt zbrojny z całym Zachodem.
- Zaangażowanie Rosji w Syrii może się teoretycznie
przerodzić w III wojnę światową? Przecież konflikt Turcja-Rosja wisi na włosku.
- Rzeczywiście jest napięcie między oboma krajami.
Zderzenie tych dwóch państw - Rosji, która nadal jest bardzo silnym krajem, i
Turcji, która dysponuje drugą pod względem liczebności po USA armią NATO - może
niepokoić. Niemniej oba kraje zdają sobie sprawę, że istnieje ryzyko, iż
ewentualny konflikt przerodzi się w starcie z całym blokiem NATO. Sojusz
wyraził swoją solidarność z Turcją, co doprowadziło do pewnej deeskalacji
napięcia. Oczywiście relacje między oboma krajami nie są nadal najlepsze, co w
połączeniu ze zwiększoną obecnością militarną Rosji w basenie Morza Czarnego i
w Syrii tworzy niebezpieczną mieszankę.
- To trochę cyniczne, ale dla pokoju światowego nie
lepiej by było, gdyby na Ukrainie dalej rządził Janukowycz, a w świecie
arabskim nie doszłoby do obalania kolejnych dyktatorów?
- Nie porównywałbym tych dwóch sytuacji. Arabska
wiosna doprowadziła do silnej destabilizacji w regionie, do upadku dwóch państw
- Syrii i Libii - i zagrożenia dla funkcjonowania kilku innych.
- Nie brakuje takich, którzy uważają, że za arabską
wiosnę i jej konsekwencje odpowiadają Stany Zjednoczone.
- Tu mamy do czynienia ze splotem wielu zdarzeń.
Trzeba brać pod uwagę sytuację wewnętrzną w krajach arabskich. Narastały tam
konflikty i w momencie, kiedy nie było mechanizmu zmiany władzy ze względu na
ich dyktatorski charakter, można się było spodziewać wybuchu.
- Ci dyktatorzy zapewniali jednak porządek.
- Dopóki byli sprawnymi - oczywiście za cenę krwawych
rządów - zarządcami, owszem. W pewnym momencie ich zdolności zaczęły się jednak
chwiać. Sytuacja na Ukrainie była jednak zupełnie inna. Rządy Janukowycza nigdy
nie były tak silne jak rządy Kaddafiego czy Asada. Różnica również polega na
tym, że w społeczeństwie ukraińskim tradycje demokratyczne są dużo bardziej
zakorzenione niż na Bliskim Wschodzie czy w krajach Maghrebu.
- Jakie powinny być nasze relacje z Ukrainą? Kiedy ją
bowiem popieramy, odzywają się głosy, że popieramy banderowców. Nie hodujemy
sobie wrogów?
- Były momenty trudne w naszej wspólnej historii. Na
pewno nie możemy jako Polacy rezygnować z pamięci o rzezi na Wołyniu.
Jednocześnie jednak powinniśmy pamiętać, że niepodległa Ukraina umacnia nasze
bezpieczeństwo. W tym sensie, że oddziela nas od Rosji.
- Rosja chce zawłaszczyć terytorium Polski?
- Nie. Rosja chce odzyskać jak największe wpływy na
obszarze dawnego Związku Radzieckiego.
- Mówił pan, że polskie myśliwce mają brać udział w
misji rozpoznawczej w Syrii. Potem tę wypowiedź dementowało MON.
- Nie mówiłem, że wezmą udział, ale że mogą wziąć. MON
mówiło, że na razie nie jest to rozpatrywane. Zadeklarowaliśmy - i ta
deklaracja jest nadal aktualna - wsparcie dla koalicji w walce z Państwem
Islamskim. W jakiej formule będziemy się angażować i czy w ogóle będziemy się
angażować, to kwestia do ustalenia.
- A powinniśmy się angażować czy nie?
Trzeba od razu zastrzec, że nie ma mowy u udziale
Polski w działaniach bojowych. Rozpatrywana jest kwestia udziału w misjach
rozpoznawczych.
- Niemniej w czasie lotu rozpoznawczego polski samolot
może zostać zestrzelony.
- To są szczegóły, które będą ustalali wojskowi.
Jeżeli w ogóle będziemy brali w tym udział, wtedy misje odbywają się na tej
zasadzie, że działamy w ramach koalicji. Jest dla nich przewidziane zabezpieczenie
satelitarne, ochrona samolotów sojuszniczych. To już kwestie wojskowe.
Natomiast czy powinniśmy się angażować...
- Proszę powiedzieć - tak czy nie?
- Pytanie jest o stopień naszego zaangażowania. Jeśli
chodzi o wyrażenie solidarności i gotowość zaangażowanie, to już to zrobiliśmy.
Polskie władze mówiły, że jesteśmy gotowi działać w koalicji. Na jakich
zasadach? Na pewno nie na zasadzie udziału w bezpośrednich działaniach
bojowych. Pamiętajmy o kontekście naszych oczekiwań wobec sojuszników z NATO i
ich obecności na terenie Polski.
- Optymalna obecność wojsk na NATO na terenie Polski
to jaka?
- Nie posłużyłbym się konkretnymi parametrami i
liczbami. Chcemy przede wszystkim, aby obecność wojsk sojuszniczych była
częścią systemu obronnego Sojuszu. By nie były to wyłącznie jednostki
ćwiczebne. Nie chodzi nam o obecność jedynie symboliczną.
- Zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że polska armia
jest słaba? Że za dużo w niej oficerów, a za mało żołnierzy i broni?
- Na pewno Polska armia jest za mała.
- Ale do poboru nie wrócimy?
- Nie
jest to celowe w dobie armii zawodowych i w sytuacji, kiedy mamy potencjał
kilkudziesięciu tysięcy młodych Polaków, którzy są gotowi ochotniczo stanowić o
sile obronności Polski.
- Jak duża powinna być polska armia?
- Siedmiomilionowa Finlandia ma potencjał mobilizacji
230 tys. żołnierzy. Gdyby Polska miała możliwości mobilizacyjne w wysokości 500
tys., byłoby bardzo dobrze.
- A co z uzbrojeniem?
- Podejmujemy działania modernizacyjne. Są teraz
weryfikowane przez nowe kierownictwo MON. Musimy mieć jednak na względzie cele,
jakim ta modernizacja ma służyć. Jakie zagrożenia są dla nas największe i jak
się przed nimi bronić. Ile rzeczy jesteśmy w stanie zrobić sami, a na ile
możemy liczyć na wsparcie naszych sojuszników z NATO.
- Na sam koniec zupełnie niepoważne pytanie. Zastąpił
pan na stanowisku gen. Kozieja, którego od pewnego czasu nazywano szogunem.
Pana też tak nazywają?
- Prezydent tak do mnie nie mówi. Zaraz po nominacji
znajomi próbowali, ale się nie przyjęło.
No comments:
Post a Comment