Marek Pasionek przejmuje odpowiedzialność za mafię, korupcję
i Smoleńsk
Wżyciu
Marka Pasionka są dwie daty szczególne. 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku zginął
jego przyjaciel Zbigniew Wassermann. Za rządów PiS w latach 2005–2007
Wassermann był koordynatorem służb specjalnych, Pasionek zaś jego zastępcą.
Druga ważna data to
7 czerwca 2010 r. Wtedy to w kawiarni położonej nieopodal amerykańskiej
ambasady Pasionek spotkał się z ówczesnym rezydentem FBI w Polsce. Pasionek
nadzorował wówczas śledztwo dotyczące okoliczności katastrofy smoleńskiej i
szukał kontaktów z przedstawicielami amerykańskich specsłużb, licząc na ich
pomoc. Miała go interesować możliwość wytworzenia sztucznej mgły, sterowanie
samolotem na odległość i zmiana transmisji danych w wieży kontroli lotów.
Spotkanie było pomysłem Grzegorza Ocieczka, wiceszefa ABW w czasach PiS. Byli
na nim także były szef ABW Bogdan Święczkowski oraz były naczelny prokurator
wojskowy Tomasz Szałek – też bliscy PiS.
To Smoleńsk,
kontakty z amerykańskimi specsłużbami i obracanie się w kręgach PiS ściągnęły
na Pasionka kłopoty.
Pasionek ma opinię
dobrego prokuratora. Pracę w śląskich prokuraturach zaczynał, gdy upadał PRL.
Bardzo wcześnie zajął się przestępczością zorganizowaną i szybko awansował. W
1995 r. został szefem Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej (PZ)
Prokuratury Okręgowej w Katowicach, pięć lat później ówczesny minister
sprawiedliwości Lech Kaczyński awansował do do wydziału PZ w katowickiej
Prokuraturze Apelacyjnej.
Wprost z
prokuratury katowickiej trafił pod skrzydła Wassermanna. A gdy upadały rządy
PiS, w ostatniej chwili dostał angaż do prokuratury wojskowej. Choć jest
cywilem, to właśnie on prokuraturze wojskowej nadzorował początkowo śledztwo
smoleńskie. Miał to być gest władz z Platformy pod adresem PiS, które
najdotkliwiej ucierpiało w katastrofie.
Ten eksperyment się
nie powiódł, a spotkanie z Amerykanami przesądziło o wybuchu konfliktu, który
tlił się w prokuraturze wojskowej od przejęcia władzy przez PO.
Szef prokuratury
wojskowej płk Krzysztof Parulski miał zupełne inne afiliacje polityczne niż
Pasionek – był sekowany w czasach rządów PiS, a awans w prokuraturze wojskowej
dostał po przejęciu władzy przez Platformę. Pasionka z trudem tolerował.
Po 7 czerwca 2010
r. Parulski uznał, że Pasionek ujawnił Amerykanom tajne dokumenty ze śledztwa
smoleńskiego. Złożył na niego doniesienie do prokuratury, sugerując wręcz, że
to się kwalifikuje jako szpiegostwo. A do gabinetu Pasionka skierował
żandarmów.
W śledztwie obaj
składali sprzeczne zeznania. Pasionek twierdził, że choć spotkanie było
złamaniem procedur, to zrelacjonował je natychmiast Parulskiemu, a ten
zaakceptował tę formę starań o pomoc Amerykanów. Parulski zaprzeczał. Zeznał,
że nakrył Pasionka, wynosząc śmieci – byli sąsiadami. „Manipulował przy
telefonie komórkowym. Obok niego stała turystyczna torba. Prokurator Pasionek
miał postawiony kołnierz od marynarki, twarz była czerwona. Odniosłem wrażenie,
że jest pod wyraźnym wpływem alkoholu. Gdy mnie zobaczył, speszył się" –
cytował zeznania portal Tvn24.pl. Speszony Pasionek miał opowiadać Parulskiemu,
że w torbie są akta smoleńskie oraz że „nawiązał kontakt z FBI i że Amerykanie
mają wszystkie istotne dowody ze śledztwa smoleńskiego".
W efekcie Pasionek
został zawieszony. Podejrzewano go nie tylko o ujawnienie tajemnic Amerykanom,
ale także o przecieki ze śledztwa do polityków PiS oraz dziennikarzy.
Sprawa jednak
przybrała karykaturalny przebieg – na początku 2012 r. prowadzący śledztwo,
zaufany Parulskiego płk Mikołaj Przybył strzelił sobie w policzek w przerwie
konferencji prasowej. To dlatego, że został skrytykowany przez cywilnych
prokuratorów za metody stosowane w śledztwie. Parulski bronił Przybyła, za co
zapłacił głową. Pasionek zaś został całkowicie oczyszczony i przez prokuraturę,
i przez sąd dyscyplinarny dla prokuratorów.
Po rehabilitacji w
2013 r. Pasionek został szeregowym prokuratorem w prokuraturze wojskowej. Po
wyborach odżył. Z szeregowego prokuratora stał się z dnia na dzień zastępcą
prokuratora generalnego, obejmując najpoważniejsze zadania – tropienia
przestępczości zorganizowanej i korupcji. Do tego przejął nadzór nad
rozwiązywaną prokuraturą wojskową. Wreszcie stanął na czele specgrupy
prokuratorów, która ma na nowo poprowadzić śledztwo w sprawie okoliczności
katastrofy w Smoleńsku. – Ma osobisty motyw, żeby tę sprawę do końca
bezwzględnie wyjaśnić – przekonuje minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro,
który powierzył mu tę misję.
Na specgrupę
Pasionka czyha jednak kilka raf. Najłatwiej jej będzie przejąć i po swojemu
poprowadzić śledztwo wojskowe, czyli najszersze smoleńskie dochodzenie, w
którym badane są przyczyny katastrofy. Bo ono wciąż się toczy.
Nowa ekipa już to
praktycznie zrobiła. Rozbity został dotychczasowy smoleński zespół
prokuratorski działający w wojsku. Szef MON Antoni Macierewicz chce zesłać
prokuratorów do jak najodleglejszych jednostek w kraju.
Większy kłopot jest
z innymi wątkami katastrofy, choćby badaniem odpowiedzialności urzędników rządu
Donalda Tuska i Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego za zaniedbania podczas
przygotowań do wizyty. Sprawa ta badana była przez cywilną prokuraturę i
wielokrotnie umarzana.
Oczywiście można sobie wyobrazić, że Pasionek ma ochotę postawić
zarzuty szefowi Tomaszowi Arabskiemu, szefowi Kancelarii Premiera Tuska, czy
szefowi MON w jego rządzie Bogdanowi Klichowi. Rozważał
to kilka lat temu, gdy nadzorował śledztwo tuż po katastrofie. Tyle że dziś
musiałby w smoleńskich aktach odnaleźć poważne dowody, by na nowo otworzyć
zamknięte prawomocnie śledztwo w tej sprawie.
Jednak
najpoważniejsze ryzyko stojące przed prokuratorami Pasionka jest inne, czysto polityczne.
O ile komisja smoleńska powołana w MON przez Antoniego Macierewicza może w swym
raporcie napisać praktycznie wszystko, co chce – bo z jej prac nie będą wprost
wynikać konsekwencje prawne – to prokuratura równie wolnej ręki nie ma. Biorąc
pod uwagę, że w komisji Macierewicza przeważają naukowcy przekonani o tym, że w
Smoleńsku doszło do zamachu, można się spodziewać, że takie tezy znajdą się w
konkluzjach ich prac. W tej sytuacji prokuratorzy znajdą się pod presją, by
krok za krokiem podążać za ekspertami Macierewicza i przyjąć podobne założenie.
Tyle że w przypadku prokuratury będzie to mieć bardzo poważne konsekwencje
prawne.
Z kolei jeśli
prokuratorzy nie zgodzą się z tezami ekspertów szefa MON, to dojdzie do
konfliktu między obydwiema strukturami zajmującymi się Smoleńskiem.
Dziś losy
smoleńskiego śledztwa – i smoleńskiego mitu – są w rękach Pasionka. A Amerykanie mu nie
pomogą.
No comments:
Post a Comment