Wednesday, March 23, 2016

Marek Pasionek, najważniejszy prokurator w Polsce

Marek Pasionek przejmuje odpowiedzialność za mafię, korupcję i Smoleńsk

Wżyciu Marka Pasionka są dwie daty szczególne. 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku zginął jego przyjaciel Zbigniew Wassermann. Za rządów PiS w latach 2005–2007 Wassermann był koordynatorem służb specjalnych, Pasionek zaś jego zastępcą.

Druga ważna data to 7 czerwca 2010 r. Wtedy to w kawiarni położonej nieopodal amerykańskiej ambasady Pasionek spotkał się z ówczesnym rezydentem FBI w Polsce. Pasionek nadzorował wówczas śledztwo dotyczące okoliczności katastrofy smoleńskiej i szukał kontaktów z przedstawicielami amerykańskich specsłużb, licząc na ich pomoc. Miała go interesować możliwość wytworzenia sztucznej mgły, sterowanie samolotem na odległość i zmiana transmisji danych w wieży kontroli lotów. Spotkanie było pomysłem Grzegorza Ocieczka, wiceszefa ABW w czasach PiS. Byli na nim także były szef ABW Bogdan Święczkowski oraz były naczelny prokurator wojskowy Tomasz Szałek – też bliscy PiS.


To Smoleńsk, kontakty z amerykańskimi specsłużbami i obracanie się w kręgach PiS ściągnęły na Pasionka kłopoty.

Pasionek ma opinię dobrego prokuratora. Pracę w śląskich prokuraturach zaczynał, gdy upadał PRL. Bardzo wcześnie zajął się przestępczością zorganizowaną i szybko awansował. W 1995 r. został szefem Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej (PZ) Prokuratury Okręgowej w Katowicach, pięć lat później ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński awansował do do wydziału PZ w katowickiej Prokuraturze Apelacyjnej.

Wprost z prokuratury katowickiej trafił pod skrzydła Wassermanna. A gdy upadały rządy PiS, w ostatniej chwili dostał angaż do prokuratury wojskowej. Choć jest cywilem, to właśnie on prokuraturze wojskowej nadzorował początkowo śledztwo smoleńskie. Miał to być gest władz z Platformy pod adresem PiS, które najdotkliwiej ucierpiało w katastrofie.

Ten eksperyment się nie powiódł, a spotkanie z Amerykanami przesądziło o wybuchu konfliktu, który tlił się w prokuraturze wojskowej od przejęcia władzy przez PO.

Szef prokuratury wojskowej płk Krzysztof Parulski miał zupełne inne afiliacje polityczne niż Pasionek – był sekowany w czasach rządów PiS, a awans w prokuraturze wojskowej dostał po przejęciu władzy przez Platformę. Pasionka z trudem tolerował.

Po 7 czerwca 2010 r. Parulski uznał, że Pasionek ujawnił Amerykanom tajne dokumenty ze śledztwa smoleńskiego. Złożył na niego doniesienie do prokuratury, sugerując wręcz, że to się kwalifikuje jako szpiegostwo. A do gabinetu Pasionka skierował żandarmów.

W śledztwie obaj składali sprzeczne zeznania. Pasionek twierdził, że choć spotkanie było złamaniem procedur, to zrelacjonował je natychmiast Parulskiemu, a ten zaakceptował tę formę starań o pomoc Amerykanów. Parulski zaprzeczał. Zeznał, że nakrył Pasionka, wynosząc śmieci – byli sąsiadami. „Manipulował przy telefonie komórkowym. Obok niego stała turystyczna torba. Prokurator Pasionek miał postawiony kołnierz od marynarki, twarz była czerwona. Odniosłem wrażenie, że jest pod wyraźnym wpływem alkoholu. Gdy mnie zobaczył, speszył się" – cytował zeznania portal Tvn24.pl. Speszony Pasionek miał opowiadać Parulskiemu, że w torbie są akta smoleńskie oraz że „nawiązał kontakt z FBI i że Amerykanie mają wszystkie istotne dowody ze śledztwa smoleńskiego".

W efekcie Pasionek został zawieszony. Podejrzewano go nie tylko o ujawnienie tajemnic Amerykanom, ale także o przecieki ze śledztwa do polityków PiS oraz dziennikarzy.
Sprawa jednak przybrała karykaturalny przebieg – na początku 2012 r. prowadzący śledztwo, zaufany Parulskiego płk Mikołaj Przybył strzelił sobie w policzek w przerwie konferencji prasowej. To dlatego, że został skrytykowany przez cywilnych prokuratorów za metody stosowane w śledztwie. Parulski bronił Przybyła, za co zapłacił głową. Pasionek zaś został całkowicie oczyszczony i przez prokuraturę, i przez sąd dyscyplinarny dla prokuratorów.

Po rehabilitacji w 2013 r. Pasionek został szeregowym prokuratorem w prokuraturze wojskowej. Po wyborach odżył. Z szeregowego prokuratora stał się z dnia na dzień zastępcą prokuratora generalnego, obejmując najpoważniejsze zadania – tropienia przestępczości zorganizowanej i korupcji. Do tego przejął nadzór nad rozwiązywaną prokuraturą wojskową. Wreszcie stanął na czele specgrupy prokuratorów, która ma na nowo poprowadzić śledztwo w sprawie okoliczności katastrofy w Smoleńsku. – Ma osobisty motyw, żeby tę sprawę do końca bezwzględnie wyjaśnić – przekonuje minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, który powierzył mu tę misję.

Na specgrupę Pasionka czyha jednak kilka raf. Najłatwiej jej będzie przejąć i po swojemu poprowadzić śledztwo wojskowe, czyli najszersze smoleńskie dochodzenie, w którym badane są przyczyny katastrofy. Bo ono wciąż się toczy.

Nowa ekipa już to praktycznie zrobiła. Rozbity został dotychczasowy smoleński zespół prokuratorski działający w wojsku. Szef MON Antoni Macierewicz chce zesłać prokuratorów do jak najodleglejszych jednostek w kraju.

Większy kłopot jest z innymi wątkami katastrofy, choćby badaniem odpowiedzialności urzędników rządu Donalda Tuska i Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego za zaniedbania podczas przygotowań do wizyty. Sprawa ta badana była przez cywilną prokuraturę i wielokrotnie umarzana.

Oczywiście można sobie wyobrazić, że Pasionek ma ochotę postawić zarzuty szefowi Tomaszowi Arabskiemu, szefowi Kancelarii Premiera Tuska, czy szefowi MON w jego rządzie Bogdanowi Klichowi. Rozważał to kilka lat temu, gdy nadzorował śledztwo tuż po katastrofie. Tyle że dziś musiałby w smoleńskich aktach odnaleźć poważne dowody, by na nowo otworzyć zamknięte prawomocnie śledztwo w tej sprawie.

Jednak najpoważniejsze ryzyko stojące przed prokuratorami Pasionka jest inne, czysto polityczne. O ile komisja smoleńska powołana w MON przez Antoniego Macierewicza może w swym raporcie napisać praktycznie wszystko, co chce – bo z jej prac nie będą wprost wynikać konsekwencje prawne – to prokuratura równie wolnej ręki nie ma. Biorąc pod uwagę, że w komisji Macierewicza przeważają naukowcy przekonani o tym, że w Smoleńsku doszło do zamachu, można się spodziewać, że takie tezy znajdą się w konkluzjach ich prac. W tej sytuacji prokuratorzy znajdą się pod presją, by krok za krokiem podążać za ekspertami Macierewicza i przyjąć podobne założenie. Tyle że w przypadku prokuratury będzie to mieć bardzo poważne konsekwencje prawne.

Z kolei jeśli prokuratorzy nie zgodzą się z tezami ekspertów szefa MON, to dojdzie do konfliktu między obydwiema strukturami zajmującymi się Smoleńskiem.

Dziś losy smoleńskiego śledztwa – i smoleńskiego mitu – są w rękach Pasionka. A Amerykanie mu nie pomogą.


No comments:

Post a Comment