Zdzisław
Górkiewicz
McDonalda zastąpił RusBurger, ale dwa lata po rosyjskiej
aneksji Krymu mieszkańcy półwyspu są coraz bardziej rozczarowani powrotem do
ojczyzny.
Władimir Putin
siedzi z rozpiętym kołnierzykiem, przykłada dłoń do podbródka
i uśmiecha się życzliwie. Napis obok zdjęcia: „Krym. Rosja. Na zawsze”.
Setki takich billboardów wiszą dziś na Krymie, czasem kilkaset metrów od
siebie. Jeden z nich wita przybyłych na lotnisku w Symferopolu.
Ale
był jeszcze jeden patriotyczny billboard. Większy od innych, w ubiegłym
roku stał przy wjeździe do Sewastopola z tekstem na tle rosyjskiej flagi:
„Co dalej? A niech lecą kamienie z nieba! Jesteśmy
w ojczyźnie!”. Dziś to hasło ironicznie przywołują ukraińskie media
donoszące o coraz gorszej sytuacji na półwyspie. Niecałe dwa lata po
rosyjskiej aneksji w marcu 2014 r. Krym znajduje się pomiędzy tymi
dwoma sloganami. Z jednej strony Rosja, z drugiej – „kamienie
z nieba”.
Pytani
o to, co zmieniło się przez ostatnie dwa lata, mieszkańcy Krymu
odpowiadają, że z ukraińskiego półwyspu stają się rosyjską wyspą.
Stopniowo urywają się kolejne związki z Kijowem. Pierwsze cięcie przyszło
już w maju 2014 r., gdy Kijów zamknął Kanał Północnokrymski, który
dostarczał 85 proc. słodkiej wody potrzebnej na półwyspie. Konsekwencje odczuli
przede wszystkim rolnicy, którzy musieli ograniczyć uprawy kukurydzy, ryżu
i soi. Na razie część
potrzebnej wody zapewniają nowe studnie artezyjskie.
No comments:
Post a Comment